To było
w styczniowy dzień. Temperatura na dworze była bliska 0 C, a do tego zimny,
przeszywający wiatr. Z ciepłego domu nie chciało się wychodzić. Nagle córka
informuje mnie, że idzie na trening. Brr, pomyślałam sobie. Na tym nie koniec.
Asia poprosiła mnie, abym towarzyszyła jej podczas treningu. Miałam być jej
sparing partnerem. Asia chciała biec, a ja miałam jechać rowerem. Wyjrzałam za
okno. Już na samą myśl o wyjściu z domu zrobiło mi się zimno. Jednak czego się
nie robi dla córki.
Najpierw pokonałyśmy Most Milenijny, a potem udałyśmy
się na wały nadodrzańskie w okolicach Osobowic. Nasz wspólny trening rozpoczął
się od rozgrzewki. Potem miałam za zadanie jechać na rowerze przed Asią, aby
chronić ją przed wiatrem. Tempo mojej jazdy musiałam dostosować do jej tempa
biegu. Co chwilę musiałam odwracać się w jej stronę, aby sprawdzić czy nie jadę
za szybko lub za wolno. Nie było to wcale takie łatwe! Musiałam utrzymywać
odpowiednią odległość, a wiatr mi w tym
nie pomagał.
Zmarzłam.
Ręce mi skostniały. Pomyślałam sobie o Asi, że jest naprawdę silna i ma wielką
motywacje do biegania. Podziwiałam ją. Cieszyłam się, że chociaż trochę jej
pomogłam. Gdy wróciłam do domu byłam zmarznięta i zmęczona. Jednak słowo
„dziękuję” z ust córki wszystko mi wynagrodziło. Po tym treningu nie miałam już
chęci na nic. Jednak gdy pomyślałam sobie o wielkim wysiłku Asi i jej
determinacji postanowiłam pójść wieczorem na aerobic.
To był
dobry trening dla nas obu. Nie tylko pod względem fizycznym, ale także, aby kształtować wspólne relacje matka-córka.
Było warto. Spróbujcie!
IWONA :)
Komentarze
Prześlij komentarz