08-10-2016
r. – kolejna próba bicia „życiówki”, tym razem na dystansie
10 km. Narzędziem do osiągnięcia wymarzonego wyniku był start w
XIV edycji biegu „Przewietrz się na Olimpijskim”. Zawody odbyły
się na terenie przyległym do Stadionu Olimpijskiego oraz na ścieżce
biegowej poprowadzonej po nadodrzańskich wałach
przeciwpowodziowych.
Po
odebraniu nr startowego miałem czas, żeby przyjrzeć się
organizacji zawodów, przybyłym zawodnikom oraz pracy Joasi jako
dziennikarki sportowej. Czas mijał szybko i nadeszła chwila, żeby
przygotować się do startu. Rozgrzewka przydała się jak nigdy,
ponieważ wszechobecna wilgoć i padający od czasu do czasu drobny
deszcz sprawiały nieprzyjemne uczucie chłodu.
Po
zakończeniu rywalizacji w konkurencji nordic walking (3,4 km) na
starcie ustawili się chętni do biegu głównego. Mój dotychczasowy
rekord wynosił 44:51. Niestety wśród biegaczy nie miałem
znajomego, z którym mógłbym walczyć o jak najlepszy wynik. Za to
od Joasi dostałem zegarek z GPS – był to mój pierwszy raz, kiedy
mogłem wesprzeć się tego typu gadżetem w trakcie biegu. I muszę
przyznać, że zegarek był bardzo przydatny. Co prawda bez okularów
mam problem z odczytem danych, za to funkcja podająca tempo po
przebiegnięciu kolejnego kilometra jest świetna. Dzięki temu
mogłem realizować przyjętą przeze mnie taktykę – przez
pierwsze 8 kilometrów biec w tempie ok. 04:30 min./km, natomiast
ostatnie 2 kilometry ile sił w nogach.
Przyjęty plan udało
mi się realizować idealnie – osiągane przeze mnie międzyczasy
oscylowały wokół 04:30 min./km (+,-) 5 sekund. Aż doszło do 9
kilometra – ku mojemu zaskoczeniu przebiegłem ten odcinek w czasie
04:45. W tym momencie pojawiła się jedna myśl – PRZEGRAŁEM. Po
chwili pojawiła się refleksja, żeby jeszcze powalczyć. I tak o to
spiąłem się, postanowiłem dogonić konkurentkę biegnącą przede
mną. 300 metrów przed metą osiągnąłem swój cel, jednakże na
ostatnich 100 m zostałem skontrowany i ostatecznie przegrałem z
Anną Hotalą, która zajęła 1 miejsce wśród kobiet. A ja mimo
wszystko poprawiłem swoją „życiówkę” na 10 km i ukończyłem
bieg w czasie 44:49 – czyli poprawiłem się o 2 s. Niby nie dużo,
ale radość z końcowego wyniku była wielka. A i pokora też mi się
przyda – nie zawsze poprawia się wyniki o kilkanaście,
kilkadziesiąt sekund.
Komentarze
Prześlij komentarz